środa, 21 listopada 2012

Rozdział 37


/Oczami Vick/
Obudził mnie telefon Liama. Chłopak odebrał. Widziałam po jego minie, że coś się stało. Spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam smutek i przerażenie.
-Harry...on... - nie mógł dokończyć
-Co on?!
-Jest w szpitalu.
-Co?! - niemalże krzyknęłam, łzy znowu zaczęły spływać mi po policzkach. Oboje jak najszybciej udaliśmy się do szpitala. Po drodze zadzwoniłam do Zayna. Byłam tak roztrzęsiona, że ledwo mnie zrozumiał. W końcu Liam powiedział mu o co chodzi i żeby przyjechał do szpitala.

Gdy Liam zaparkował, wybiegłam z samochodu. Biegłam cała zapłakana, z potarganymi włosami. Nie zwracałam uwagi na ludzi i ich dziwne spojrzenia. Chciałam już być przy Harrym. Zobaczyłam na korytarzu dziewczyny i Nialla, próbujących uspokoić Louisa. Harry był jego najlepszym przyjacielem, byli najbardziej zżyci, więc jego to wszystko dotknęło najbardziej. Dziewczyny gdy mnie zobaczyły chciały do mnie podejść. No i pewnie pocieszyć. Ale ominęłam je.

Podeszłam do Louisa i tak po prostu go przytuliłam. Wtuliłam się w niego. Płakał, ten zawsze uśmiechnięty chłopak teraz płakał. A ja razem z nim. Gdy się trochę uspokoiliśmy, usiedliśmy na krzesłach, przed salą. Dowiedziałam się tylko, że Harry się pociął i jest w złym stanie. Złapałam Louisa za rękę i oparłam głowę o jego ramię. Ciągle łzy spływały mi po twarzy. Nie mogłam ich powstrzymać.

W końcu przyszedł Zayn. Lecz nie był sam. Przyszedł z dziewczyną. Najbardziej zdziwiło mnie to, gdy tak po prostu ją pocałował. Gdyby nie to, że tak bardzo bałam się o Harrego, to bym się na niego wydarła, albo coś. Ale teraz to nie miało znaczenia. Dla mnie to nawet lepiej. Bo w końcu ja go nie kochałam, był tylko i wyłącznie moim przyjacielem.

Po chwili z sali wyszedł lekarz. Wszyscy zerwaliśmy się z miejsc. Na początku nie chciał nam nic powiedzieć. Na szczęście w końcu udało nam się coś z niego wydusić.
-Państwa kolega jest w ciężkim stanie. Ma dość głęboką ranę. Gdyby nie trafił do szpitala, to wystarczyłoby niewiele czasu i byłby martwy. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. Był on również pod wpływem alkoholu, co znacznie pogorszyło jego stan. Jest teraz w śpiączce. Na razie nie wiemy co dalej.
-A możemy do niego wejść.
-Na pewno nie wszyscy, wejść może tylko jedna osoba. A teraz przepraszam, ale muszę już iść - powiedział i odszedł.

Gdy cała reszta zastanawiała się kto ma wejść, ja odeszłam. Stanęłam przy ścianie i zjechałam na ziemię. Schowałam twarz w dłonie i znów się rozpłakałam. Nie obchodziło mnie co dzieje się dookoła. W mojej głowie był teraz tylko Harry i to czy z tego wyjdzie.
Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu.
-Wejdź do niego - powiedział ten ktoś. Spojrzałam na tę osobę. Był to Louis. Patrzał na mnie nadal smutnym wzrokiem, ale był już spokojniejszy.
-No idź - powiedział spokojnie i pomógł mi wstać. Niepewnie weszłam do sali, w której leżał Harry. Kolejne łzy spłynęły po moich policzkach, gdy zobaczyłam go podłączonego do miliona urządzeń.

Usiadłam na krześle obok jego łóżka. Złapałam go za rękę.
-Harry proszę...proszę nie zostawiaj mnie. Nie możesz mi tego zrobić. Zależy mi na tobie, nam wszystkim. Nie możesz odejść. Ja... ja... ja cię kocham Harry...i nigdy nie przestanę. - szlochałam.


-----------------------------------------------------
Krótki, ale jest :))
Dziękuje za komentarze i za to, że w ogóle na tego bloga wchodzicie, mimo że rzadko pojawiają się rozdziały...
Ten rozdział też nie jest dokończony, ale postanowiłam wstawić go takiego jaki jest :)
Dlatego, że...    tego dowiecie się w następnej notce.


1 komentarz: